Kategoria: Okupacja w Warszawie

„Ciotka”

„Ciotka” – osoba, fach, instytucja konspiracyjna, najserdeczniejsze wspomnienia każdego cichociemnego skoczka. I nie wykuty jeszcze tytuł na pomniku bohaterów i na wielu wojennych mogiłach.

Z „ciotką” spotykał się każdy z nas zaraz po zgłoszeniu się na adres kontaktowy w Warszawie. „Ciotka” prowadziła do pierwszego „gorącego” konspiracyjnego mieszkania, ułatwiała pośredni kontakt z rodziną, zaopatrywała w pierwsze fałszywe dokumenty, uczyła abecadła konspiracyjnego życia w okupowanej Warszawie. Jednemu pomogła w pozbyciu się strachu odbierającego spokój, drugiego oduczyła niepotrzebnej, głupiej brawury. Za każdego nadstawiała karku.

Nazwa „ciotka” powstała i przylgnęła samorzutnie. Nazwisko fałszywe, często zmieniane – więc najprościej było „ciociu”. Umówić się przez telefon, zostawić wiadomość na „skrzynce”, rozmawiać idąc ulicą. Różne były organizacyjne „ciotki”, młode i starsze, pogodne i zatroskane. Ale wszystkie bezgranicznie odważne i całym sercem oddane swoim „ptaszkom”.

Moją „ciotką” była Michalina Wieszeniewska – „Antosia”. Korpulentna, w wieku w sam raz na ciotkę. Pod jej opieką cała nasza szóstka „Kołnierzyków” przeszła szczenięce dni aklimatyzacji. Lubiła słuchać „nieprzyzwoitych” kawałów, pić mocną kawę i nawet w najgorszych opresjach nie traciła pogody ducha. Na dnie przepaścistej torby – wypchanej damskimi fatałaszkami – nosiła gazetki, zrzutowe pistolety, rewolwery i grypsy.

W zasadzie miała się nami opiekować tylko w pierwszym okresie po skoku, do czasu otrzymania przez nas przydziałów organizacyjnych. Wbrew instrukcji nie rozstaliśmy się z „ciotką Antosią”. Na „wszelki wypadek” mieliśmy z nią stale organizacyjny kontakt i alarmowy telefon lub „skrzynkę”. Niejeden raz potrzebowaliśmy jej pomocy.

– Nie masz butów? Nie możesz chodzić w tak podartych i ubłoconych spodniach!
Byłem już dwa i pół roku po skoku. Zginęła połowa „Kołnierzyków”. Ruiny Warszawy dopalały się. Ale dla „ciotki Antosi” byłem niezmiennie jednym z jej pierwszych cichociemnych „ptaszków”.

Nie zdążyła mi przynieść obiecanych butów i spodni. Z jednym ze swoich „ptaszków” dołączyła do batalionu „Czata 49”, który po przejściu kanałami ze Starówki szedł właśnie na Czerniaków. W nocy z 19 na 20 września udała się nad Wisłę, by przewieźć rannego „ptaszka” na tamten brzeg. Poległa, rozerwana pociskiem artyleryjskim koło statku „Bajka”.

Nie zidentyfikowano jej mogiły.

Powyższy tekst jest skrótem fragmentów książki „Z fałszywym ausweisem w prawdziwej Warszawie”.

wróć na początek